Wspomnienia mojej babci

Każdy Polak, który doświadczył sowieckiego terroru na Polskich ziemiach po 1939r. ma wpisaną w dzieje naszego kraju, swoja własną historie. Każda z tych historii oznacza stracone lata ludzkiej pracy i zawiedzione nadzieje. Po mimo upływu tylu lat pamięć po tych wydarzeniach jest wciąż żywa i funkcjonuje w świadomości wielu Polaków. Jedną z tych osób, w której żyją te wspomnienia jest moja babcia Helena Roszko, która opowiedziała mi o latach swojego dzieciństwa a ja z wielką przyjemnością słuchałam jej opowieści. Jej historia zaczyna się w 1936r. kiedy przychodzi na świat.  Jest córka Bronisława i Heleny Roszko- jednych z najbogatszych gospodarzy, ze wsi Bajki, gospodarujących na 30ha. Rodzina składała się  z 5 osób, rodziców, małej Heleny i jej 2 starszych braci- Jana i Czesława. Ojciec oprócz gospodarstwa interesował się również polityką, był aktywnym działaczem politycznym, należał do „Strzelca”, często  bywał na zebraniach i Świętach Państwowych. Babcia wspomina, że w domu zawsze było wesoło, jednak sen z powiek spędzał rodzinie średni syn-Janek, który był bardzo chorobliwy. Żyło im się dobrze, nikt nie przypuszczał, że spotka ich taki straszny los. Agresja sowiecka była dla wszystkich ogromnym zaskoczeniem, zaczęły się masowe aresztowania. Babcia opowiada, jak pewnej nocy ojciec oznajmił im, że musi na parę dni wyjechać, jednak nie wyjawił ani celu ani przyczyny wyjazdu. Ze spokojem rodzeństwo poszło spać. Nieco później, opowiada babcia, obudziło ją szlochanie matki, wtedy usłyszała fragment  rozmowy, z której wynikała że ojciec musi uciekać z domu, bo cała rodzina zostanie internowana. Mało z tego rozumiała bo była jeszcze małą dziewczynką. Następnego dnia ojca nie było w domu. Babcia wspomina, że wyjazd ojca w środowisku rodzinnym spowodował ulgę, wszyscy wierzyli, że dzięki temu sowieci nie zawitają do ich domu, jednak rodziła się również obawa o losy ojca. Kilka dni później do drzwi zapukali żołnierze NKWD z zamiarem aresztowania. Był to dla nas ogromny szok, szczególnie dla matki musiała pozostawić swój dom, gospodarstwo, ziemie na której wylewała strumienie potu i udać się w podróż w nieznane, wspomina babcia. Żołnierze wypytywali o ojca, jednak matka i bracia milczeli. Na spakowanie dali im kilka minut, kazali wziąć tylko najpotrzebniejsze rzeczy, przed domem stały sanie, które zabrały całą rodzinę na stacje kolejową, gdzie nakazano im wsiąść do wagonów. W każdym z wagonów wciśniętych było ok. 100 osób, warunki tam były okropne. Ludzie załatwiali swoje ”sprawy osobiste”  w koncie, na górze znajdowały się zasłonięte okna, panował straszny ścisk. Ładunek trwał kilka dni, gdyż dowożono kolejne osoby. Już przez te kilka dni czuliśmy głód, z każda chwilą brakowało nam chęci do życia, po kliku dniach wagony szczelnie zamknięto  i ruszyliśmy, opowiada babcia. Od czasu, do czasu podawano kubeł wrzącej wody. Babcia ze łzami  w oczach wspomina, że najstraszniejszym momentem tej podróży była śmierć brata-Janka. Śmierć Jana odbiła się szerokim echem na jego matce, która przez kilka następnych dni nie była w stanie wydusić z siebie ani jednego słowa.  Po długiej podróży pociąg zatrzymał się, wagony otwarto a ludziom nakazano z nich wyjść. Naszym miejscem docelowym okazało się Omsko. Rozmieszczono nas w barakach, w których znajdowało się kilka rodzin, matkę i brata przydzielono do pracy, a mną opiekowała się starsza kobieta, wspomina babcia. Babcia opowiada, że cała trójka(babcia, jej mama i brat) rzadko ze sobą rozmawiali , powodem tego mogła być  trauma związana ze stratą jednego z członków rodziny, jak i również braku informacji o ojcu. Brat Czesław stał się głową rodziny, dbał o to aby zapewnić pożywienie.  Mama wraz z bratem ciężko pracowali na skraju swoich możliwości, zmagaliśmy się z wieloma chorobami, brakowało nam jedzenia, lecz pomimo tych wszystkich nieprzyjemności otuchy dodawała nam nadzieja, że kiedyś wyrwiemy się ze szponów wroga. I tak tez się stało, w końcu doczekaliśmy się powrotu do kraju po 5 latach niewoli, w 1946 podstawiona wagony osobowe, którymi wrócili do ojczyzny. Podróż była długa, lecz od tej wcześniejszej podróży różniła się tym, iż w naszych oczach rodziła się radość. Pociąg zatrzymał się w Knyszynie.

Po przyjeździe do kraju osadziliśmy się w małej wiosce Lewonie u mojego wujka, parę miesięcy później  do drzwi zapukał starszy, spracowany mężczyzna to był mój ojciec, jak się później okazała przez  cały ten okres pracował jako parobek w wioskach, stale starał się zdobyć jakieś informacje o miejscu naszego pobytu, opowiada babcia. Od nowa zaczęła się ciężka praca, odbudowy gospodarstwa. Babcia wyszła za mąż i razem z mężem Tadeuszem Rożko zbudowali swój własny dom, w którym wychowali 3 dzieci Sławomira, Krzysztofa i Agnieszkę.Nic, nawet najlepsze podręczniki historii, nie oddaje rzeczywistości tak jak relacje ludzi, którzy brali udział w jej tworzeniu lub byli jej świadkami. Mam nadzieję, że pamięć po tych ludziach nie zniknie, a ich los będzie dobrym doświadczeniem dla kolejnych pokoleń. Niech ludzie dzisiejszych lat, którzy narzekają na teraźniejszy świat przypomną sobie dzieje ludzi II wojny światowej i to, że pomimo tak ciężkich doświadczeń jakie przeżyli, byli wstanie walczyć o lepsze jutro.

Banner Content

0 Comments

Leave a Comment

Godziny otwarcia

Wypożyczalnia dla dorosłych:
pn – pt – 8:00-18:00
sobota – 8:00-14:00

Oddział dla dzieci:
pn – pt – 9:00 – 17:00
sobota – 8:00-14:00

Mediateka:
pn – pt – 9:00-17:00
sobota – 8:00-14:00