• Od kiedy mieszka pan w Mońkach?

Mieszkaliśmy w Mońkach od 1937r. Urodziłem się w 1934r,ale pamiętam, że przed wojną w naszym domu na Słowackiego1, była apteka. Potem Niemcy wywieźli tego aptekarza i w pomieszczeniu przez niego wynajmowanym był zakład szklarski. Przez większość też tam mieszkaliśmy i dopiero w 1944r spalił nam się dom. Stało się to dokładnie tego samego dnia, kiedy Niemcy wysadzili w powietrze moniecki kościół. Żołnierze niemieccy siedzieli w stodole przy domu, tam było dużo słomy i ogień został zaprószony, a od niego spalił się dom.

  • Co pan pamięta z okresu wojny?

Szczególnie zapamiętałem zbombardowanie „płaszczaki”, czyli składu paliw przez Niemców. Rosjanie zakopali tam beczki dwustu i pięćsetlitrowe. Ojciec był wtedy w Krzeczkowie u dziadka. Przyleciał samolot i zbombardował beczki. Wylatywały w górę i rozrywały się. Z Rosji przywożono pomarznięte zwłoki Niemców w wagonach. Zdarzyło się też wykolejenie pociągu. Na stacji dwa parowozy coś ciągnęły. Dróżnik przestawił zwrotnice i zderzyły się ze sobą. Najgorszy był czas frontu, jak Niemcy odchodzili, a Rosjanie przychodzili. Byliśmy na kolonii w Przytulance, kiedy Niemcy strzelali do Rosjan. Za Cieszami była stodoła, a za nią schowane działa niemieckie. Rosjanie stali koło Krzeczkowa. Kukurużnik obserwował okolicę, ale nic nie zauważył, bo działa były wtedy cicho. Sowieci trafili w sklepioną piwnicę i zabiło chłopca i dziewczynkę. Moi rodzice przestraszyli się i zaczęli uciekać do Krzeczkowa. Była tam świeżo skopana ziemia, a pod nią miny przeciwpiechotne. Szliśmy koło Potoczyzny przez pola. Tam byli Niemcy. Pod Lasem Potockim mieszkali na koloni Jaroccy, do których szliśmy, ale i tam były walki. Front tędy przechodził i katiusze strzelały. Paliły się dziesiątki zboża. Trzeba było iść w stronę ognia, bo wtedy pociski dalej przenosiły. Pewne schronienie dawała kamienna stodoła. Wtedy trochę się uspokoiło. Poszedłem z rodzicami do wioski, do dziadków. Ojciec niósł małego brata Heńka na rękach, a ja miałem wtedy 10 lat. Chyłkiem leciała ruska rozwiedka. Ojciec był dwa lata w niewoli do 1920r to umiał mówić po rusku. Pytali o Giermańców, a Niemcy byli wtedy okopani w Potockim Lesie. Front tu trwał kilka dni, ale w Kuleszach parę tygodni. Pamiętam, że przeciwczołgowa mina wybuchła, kiedy samochód na nią najechał. Rosjanie nie zaczepiali cywilów. Chyba ,że ktoś miał pistolet i zaczynał strzelać, to wtedy ich zabijano. Zaszliśmy do Krzeczkowa, a tam wojska ruskie. Ewakuowano wioskę, bo tam miała być linia Curzona. Ojciec chciał wykopać ziemiankę na kolonii, ale nie pozwolili. W kuferku mieliśmy trochę jedzenia i chcieliśmy tam przesiedzieć kilka tygodni. Potem zapadła decyzja o przeniesieniu granicy na taką, jaką jest teraz.

-A czy była partyzantka?

Partyzantka była i ubowcy-ogólnie niespokojnie. Partyzanci chodzili i zabierali jedzenie, buty, ubrania. Ale była też i prawdziwa partyzantka. Do sąsiada w Kalinówce Królewskiej , ale na kolonii, przyszło dwunastu partyzantów-cała drużyna. Kazali ugotować obiad, a jednego pozostawili na straży, aby obserwował czy nie nadchodzi UB. Kto przyszedł do domu, to musiał zostać i przenocować. Oni nic nie zabierali. Mieli karabiny, plecaki. Rano wyruszyli cicho dalej. Przez kilka lat po wojnie była partyzantka. Potem nastała amnestia. Ojciec, który znał się na stawianiu domów, budował w Klewiance dom w zamian za zboże. Gdy pojechał po resztę zboża, to zobaczył jak AK-owcy zdawali broń. Amunicję wystrzelili, jak na wojnie, granatami rzucali ,karabiny łamali, choć niektóre schowali. Wtedy znalazłem lornetkę schowaną w stodole.

-Jak tu w okolicy Niemcy odnosili się do Żydów?

Niemcy prześladowali Żydów, zwłaszcza z Trzciannego. Mordowano za ich przechowywanie, ale niektórzy to robili. Do mleczarni przynoszono mleko i ktoś zażartował, że ten zarośnięty to Żyd. Niemiec chciał go zastrzelić, na szczęście nie zrobił tego. Pamiętam też, że Niemcy przywieźli małego dzieciaka od piersi. Matce kazali go napoić mlekiem. Rano znaleźli młodą Żydówkę i dali jej dzieciaka, a potem rozstrzelali, ale nie na naszych oczach.

-Co było przyczyną osiedlenia się w naszej miejscowości?

Ojciec mój, Piotr Szypcio, prowadził w Mońkach w czasie wojny zakład szklarski. Szkło sprowadzał z Grajewa. Po spaleniu się domu przenieśliśmy się na kilka lat na wieś. Mieszkaliśmy w Przytulance, Krzeczkowie, Kalinówce Kościelnej. Tam też chodziłem do szkoły podstawowej, dopiero szóstą klasę skończyłem w Kalinówce Kościelnej. Ojciec kupił stary dom w Jasienówce, który został rozebrany i przeniesiony. Tam byliśmy do 1948r. Ponownie w Mońkach zamieszkaliśmy w 1949r, na ulicy Szkolnej, a potem na Kościelnej. Potem chodziłem do 3-letniej szkoły zawodowej na ulicy Szkolnej. Uczyłem się na stolarza. Osiedliliśmy się ponownie w Mońkach, bo ojciec prowadził zakład szklarski, a tu było więcej ludzi niż na wsi.

-Jakie było pierwsze wrażenie po ponownym zamieszkaniu w Mońkach?

Mońki znaliśmy z okresu sprzed wojny i z czasów wojny. Ojciec kupił stary dom i postawił na ulicy Słowackiego 28. Było bardzo mało domów, a mieszkali w nich prawie sami rolnicy. Ulic było mało, najwięcej domów stało na Słowackiego i Wyzwolenia. Szkoła mieściła się w budynku, który postawili wcześniej Sowieci. Pojawiły się pierwsze brukowane ulice. Drogomistrz Koda kierował pracą, skupował kamienie od chłopów, furmankami przywożono też żwir.

-Gdzie pan pracował w tym czasie?

W latach powojennych uczyłem się, a przez dwa lata(1954-1956)byłem w wojsku-w Batalionach Wojsk Lotniczych. Były to bataliony robocze, najpierw w Tarnowie, potem w Mińsku Mazowieckim , gdzie budowaliśmy lotnisko. Po powrocie, w 1956 r. pomagałem ojcu w zakładzie szklarskim, mieliśmy też gospodarstwo rolne.

-Jakie były warunki pracy i mieszkania w tym czasie?

Mieszkaliśmy w różnych miejscach w Mońkach. Ojciec dostał przydział na materiały na nowy dom, bo stary się spalił. Z Ziem Odzyskanych sprowadził cegły i pobudował nowy dom w surowym stanie. Ale potem partia to wzięła i wykończyła. Na szczęście potem oddali, gdy mieli już własny budynek . Ojciec musiał kupić stary dom i zamieszkaliśmy w nim na Słowackiego 28. Tam też był warsztat w piwnicy. Naciskali na niego, aby zapisał się do Spółdzielni Rzemieślniczej, ale on nie chciał. Szkło przychodziło do GS-u lub PZGS -u, ale dawali najwyżej jedną skrzynkę ,a za dwie lub trzy trzeba było „podchaborować”, aby coś dostać. Kiedy Kościół w Mońkach był odbudowywany, to nawet Niemcy chcieli w tym pomóc. Przysłali jeden lub dwa wagony wapnia do lasowania, ale partia nie pozwoliła na nic więcej. Iwanicki odbudowywał, a ojciec okna w kościele szklił. Przysłali mu kilku ludzi do pomocy. Budowali wysokie rusztowania i wstawiali szyby. Kit pokostowy ojciec sam robił. Ludzie mieli ustawioną kolejkę do odbudowy kościoła.

-Co było największym problemem w życiu codziennym?

Trudne to były czasy, dużo pracy, ale byłem młody i pełen energii, bo pomagałem ojcu w warsztacie i na gospodarce. W Mońkach był wtedy jeden sklep GS-u na ulicy Słowackiego. Trudno było coś kupić, ale za to wszystko było świeże, bo jak rzucili wanienkę kiełbasy, to zaraz rozkupywano.

-A jak się potem żyło?

Do 1970 r, czyli śmierci ojca, wspólnie pracowaliśmy. Kiedyś szkliło się okna, całe domy, jeżdżąc na miejsce do ludzi. Pracowaliśmy też na gospodarstwie rolnym. Pamiętam dobrze stary ciągnik parowy Buldog Lanz, który był strasznie głośny. Kiedy się jechało na pole o 5 rano to całe Mońki się budziły. Dzięki temu dość szybko dostaliśmy przydział na ciągnik po kapitalnym remoncie Ursus 25. Trzeba było spłacić zbożem, podobnie wszystkie maszyny. Za kontraktacje zboża dawali nawozy sztuczne. Na Święcie Ziemniaka była loteria i ktoś wygrał siewnik, to ja odkupiłem. Potem było łatwiej, bo lepszy ciągnik-30 i inne maszyny.

Wspomnienia zebrała Anna Bielińska.

Banner Content

0 Comments

Leave a Comment

Godziny otwarcia

Wypożyczalnia dla dorosłych:
pn – pt – 8:00-18:00
sobota – 8:00-14:00

Oddział dla dzieci:
pn – pt – 9:00 – 17:00
sobota – 8:00-14:00

Mediateka:
pn – pt – 9:00-17:00
sobota – 8:00-14:00

Nowości wydawnicze